niedziela, 18 października 2015

"Jurassic Park. Park Jurajski" Michael Crichton

Opis:

Na niewielkiej wyspie Nublar w pobliżu Kostaryki powstaje Park Jurajski. Jego największą atrakcją są żywe dinozaury, które zostały sklonowane z DNA pobranego ze skamieniałych insektów. Stworzony przez człowieka ekosystem wymyka się spod kontroli. Wbrew woli twórców dinozaury wydostają się na wolność i polują na inne stworzenia oraz na… ludzi. Zaczyna się walka o przetrwanie!
Stań oko w oko z naturą w najdzikszej postaci, odkryj niesamowity Park Jurajski.
(źródło: wydawca)



Będąc dzieckiem uwielbiałam dinozaury! Miałam pokaźną kolekcję figurek, albumy z naklejkami i inne gadżety, które zajmowały honorowe miejsce w moim pokoju. znałam wszystkie gatunki i godzinami oglądałam film "Jurassic Park". Kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy w kinie, byłam absolutnie zafascynowana tymi olbrzymimi gadami. Po latach z sentymentem spoglądam na dinozaury, kiedy więc zobaczyłam, że w księgarniach ukazało się wznowienie kultowej już książki Crichtona, nie wahałam się ani chwili. To właśnie na jej podstawie Spielberg nakręcił swoje dzieło, które na stałe wpisało się w historię kinematografii.
Już na początku zaskoczyło mnie kilka rzeczy. Po pierwsze - pamiętałam nazwy dinozaurów i potrafiłam zwizualizować sobie konkretnego gada (nie do końca gada jak wyjaśnia to Crichton). Poczułam się jakbym wróciła do dzieciństwa. I tu własnie pojawia się drugie zaskoczenie. Filmu Spielberga nie przypominałam sobie od dawna, ale nastawiłam się na świetną zabawę z tymi niezwykłymi zwierzętami. Nie chcę za dużo zdradzić, ale nie było tak kolorowo. Jest sporo brutalnych scen, które z powodzeniem mogliby wykorzystać twórcy horrorów. Właściwie trafiamy na nie już na początku powieści. Jako wielbicielka klimatów grozy nie miałabym nic przeciwko, ale nastawiłam się na ciekawe przygody ludzi i tych niezwykłych prehistorycznych stworzeń. Zdecydowanie muszę wrócić do filmu. Albo został on mocno wygładzony na potrzeby młodszych odbiorców, albo wyrzuciłam z  pamięci wszystkie brutalne sceny. 
"Park Jurajski" to kolejna książka, przy której nie mogę być do końca obiektywna. Chyba nadal gdzieś siedzi we mnie mała fanka dinozaurów. Całość pochłonęłam bardzo szybko, nie mogłam się oderwać. Książka podzielona jest na krótkie rozdziały, nie trzeba wiec przerywać w ważnym momencie. Tempo akcji jest dość równe, chociaż najwięcej dzieje się oczywiście po przybyciu na wyspę. Napisana została przystępnym językiem, pomijając zagadnienia z dziedziny genetyki, które dla mnie brzmiały kosmicznie.
Cała teoria przywrócenia dinozaurów wydaje się nieprawdopodobna, jednak biorąc pod uwagę niesamowite postępy w nauce, kto wie co zdarzy się za kilka czy kilkadziesiąt lat... Mam nadzieję, że pozostaniemy jednak przy wersjach pluszowych. :)
Żeby nie było zbyt słodko, mimo mojego zachwytu nad światem stworzonym przez Crichtona, jest jedna rzecz, która zaważyła na ostatecznej ocenie. Wspomniałam już kiedyś, że zdarza mi się gubić w akcji, jeśli autor wprowadzi zbyt dużą liczbę bohaterów. Tutaj niestety tak było. Pomijając główne postaci, które zostały dosyć dobrze scharakteryzowane już na samym początku, pozostali pracownicy wyspy nieustannie mi się mylili. Akcja często skakała z miejsca na miejsce i nie zawsze mogłam się połapać o kim mowa. Ale prawdopodobnie tylko ja miałam takie odczucia. 
Książkę polecam wszystkim, którzy lubią wciągające historie przygodowo - fantastyczne. No i oczywiście wszystkim fanom filmów, tutaj na pewno dowiecie się o wiele więcej. Sama czekam z niecierpliwością na kontynuację - "Zaginiony świat", która mam nadzieję niebawem się ukaże.


(źródło: fdb.pl)

Ocena:
5+/6

Dane techniczne: 
Wydawnictwo: Dream Books
Data wydania: 6 lipca 2015
Liczba stron: 512
Oprawa: miękka

czwartek, 8 października 2015

Wywiad z Katarzyną Kebernik




Katarzyna Kebernik (ur. 24.09.1994 r.) jest studentką filologii polskiej na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Pochodzi z okolic Jarocina. Jeszcze jako nastolatka wygrała wiele konkursów literackich, jej wiersze i opowiadania drukowano m.in. w magazynie Cogito i Stanie Krytycznym


"Wściekły" to jej debiutancka powieść. Recenzję znajdziecie tutaj.








Skąd wziął się pomysł na połączenie tak różnych  światów w jednym bohaterze? Tworzenie muzyki, sport i chuligańskie ustawki chyba rzadko idą w parze wśród  współczesnych nastolatków?

- Tak, ale mój bohater nie jest przecież zwykłym nastolatkiem. Jest przede wszystkim bardzo wrażliwy na muzykę i stąd właśnie biorą się komplikacje jego charakteru. Ponadprzeciętnie zdolni ludzie rzadko bywają płascy i jednowymiarowi. Każdy geniusz jest w jakimś stopniu dziwakiem, np. Aretha Franklin była agresywna, maltretowała psychicznie najbliższych, piła na potęgę i miała dość wyzwolone podejście do miłości, po raz pierwszy zaszła w ciążę w wieku trzynastu lat.
Albo Rimbaud, który odgrywa pewną rolę w mojej powieści – w jego ciele mieścili się subtelny poeta, wizjoner, cham, skandalista, żołnierz z czasów komuny paryskiej, handlarz bronią, podróżnik, homoseksualista i zagubiony dzieciak z biednej, wielodzietnej rodziny. Bohater
mojej książki jest twórcą, więc także ma trudny charakter, szargają nim silne emocje itd. Zresztą, nie skupiałabym się tak bardzo na jego zainteresowaniach, które nie są chyba aż tak ważne w ocenie drugiego człowieka. Ja sama lubię i poezję śpiewaną, i MMA;) Podczas pisania najważniejsze było dla mnie nakreślenie portretu wewnętrznego Kosy, oddanie jego zagubienia,
lęku. Chciałam stworzyć portret człowieka, który nigdzie nie pasuje, któremu nie można przypiąć żadnej łatki – zbyt wiele w nim artyzmu, by mógł być tylko chuliganem, a zbyt wiele w nim dzikości, by pasował do gładkiego świata intelektualistów – człowieka, który zawsze pozostanie sam, niezrozumiany, wymykający się schematom, wśród których tak bezpiecznie czują się
inni. Myślę, że dla takich właśnie „wiecznie obcych” osób napisałam tę książkę.


W powieści sny mają duże znaczenie, zarówno dla Kostka, jak i całej fabuły. Czy zdarza się, że sny stanowią dla Pani inspirację?

- Niestety, wszystkie swoje sny zapominam zaraz po przebudzeniu. Interesuję się jednak parapsychologią i zjawiskami nadprzyrodzonymi, dlatego świat snów od zawsze mnie intrygował. Zainteresowanie to od najmłodszych lat podsycała we mnie babcia, która opowiadała mi historie o swoich tajemniczych, często proroczych snach. Czasami w tych snach przychodzą do niej zmarli, którzy mają jej coś ważnego do przekazania. Kiedyś np. przyśnił się jej mój pradziadek, który zmarł kilka dni wcześniej. Powiedział jej, jako swojej ukochanej córce, że tam, gdzie się znalazł, jest mu dobrze i że nie powinna bać się śmierci. Takich sytuacji było wiele, a że moja babcia jest mądrą kobietą, to zawsze potrafi wyciągnąć ze swoich snów jakąś naukę. Wychowywałam się bardzo blisko niej i teraz nikt nie będzie w stanie mi wmówić, że w snach nie ma niczego magicznego;)  


Co najbardziej lubi Pani tworzyć – poezję, opowiadania czy powieści?

- Nie wiem. Lubię tworzyć po prostu literaturę. Proza i poezja to dla mnie dwa oblicza tej samej dziedziny. Jestem jeszcze młoda i wciąż szukam własnej drogi, być może przyszłość zweryfikuje moje plany i moja twórczość zawęzi się np. tylko do prozy. Przyznaję jednak, że proces pisania powieści i wiersza wygląda całkowicie inaczej. Opowiadań właściwie nie piszę, tworzę je wtedy, kiedy są potrzebne, np. na jakiś konkurs literacki. Wolę pracę nad powieścią, chociaż to trudna i żmudna robota. Swoje książki piszę powoli, uważnie, nie lubię się z nimi śpieszyć, więcej jest tutaj
rzemiosła, kalkulacji niż natchnienia. Poezja jest natomiast czymś, co rodzi się we mnie tylko i wyłącznie pod wpływem natchnienia właśnie. Nie potrafiłabym zmusić się do stworzenia wiersza tak, jak umiem zmusić się do codziennego napisania kilku kolejnych akapitów powieści.


Dlaczego w przypadku debiutu powieściowego wybór padł na literaturę młodzieżową?

- „Wściekły” nie jest książką pisaną pod preferencje jakiejś konkretnej grupy wiekowej. Owszem, mój bohater ma siedemnaście lat, ale to chyba niewystarczający argument, żeby wrzucić moją powieść do szufladki z napisem „literatura młodzieżowa”. Jest w takim wieku tylko z jednego powodu: ja sama miałam siedemnaście lat, kiedy zaczynałam o nim pisać, więc postanowiłam
umieścić go na takim etapie życia, na którym ja też się wtedy znajdowałam. Wydaję mi się jednak, że historia Kosy może zainteresować czytelników w różnym wieku. Nastolatki z pewnością odnajdą w jego problemach cząstkę swoich problemów, natomiast starsi czytelnicy lepiej wychwycą różne tropy interpretacyjne, jakie poukrywałam w powieści. Pisząc, nie próbowałam wbić się w jakiś konkretny nurt. To chyba nigdy nie jest dobre rozwiązanie, chyba, że pisze się powieść gatunkową, np. kryminał, który w większym lub mniejszym stopniu wymaga przyjęcia pewnej konwencji.


Co sama lubi Pani czytać? Może inspiracją do napisania „Wściekłego” była twórczość jakiegoś autora lub konkretna powieść?

- Z inspiracjami nigdy nie jest u mnie tak, że siadam, biorę długopis i myślę sobie: „A teraz napiszemy to jak Witkacy”. To raczej działa tak, że nasiąkam powoli różnymi książkami, które w ciągu życia zrobiły na mnie wrażenie i te wszystkie fascynacje wypływają ze mnie podczas pracy nad tekstem. Innymi słowy: suma wszystkich narracji, jakie poznałam, daje moją własną narrację. Z perspektywy czasu widzę jednak, że autorem, który chyba najmocniej wpłynął na „Wściekłego”, był Kafka. Poznałam go i pokochałam właśnie w czasie pracy nad powieścią, stąd więc pewnie wzięły się wszystkie symboliczne sensy w niej zawarte i egzystencjalna wymowa całości. Dużo nauczyłam się też z filmów, które oglądam nałogowo. Film to też narracja, a ponieważ obejrzenie go zajmuje mniej czasu niż przeczytanie książki, szybciej i wyraźniej widać, jak rozmieszczone są wszystkie ważne dla akcji wydarzenia, gdzie jest punkt kulminacyjny, czemu dany bohater pojawia się w tym a nie innym momencie itd. To dobry trening dla pisarza. Poza tym uważam kino za najbardziej synkretyczną i zmysłową ze sztuk, działającą na słuch (muzyka), wzrok (obraz), emocje i umysł (dialogi, akcja). Zauważyłam, że dzięki kinu moje opisy stały się bardziej plastyczne, bogatsze. Często, kiedy piszę, wyobrażam sobie, że kręcę film: mój bohater idzie ulicą, w kadrze jego pochmurna twarz, w tle jakiś zimny, elektroniczny zespół;)Jeżeli chodzi o książki, które sama lubię czytać, to są to najróżniejsze rzeczy, od popkultury po awangardę, np. w tej chwili czytam „Tortilla Flat” Steinbecka, „Księgi Jakubowe” Tokarczuk i „Gomorrę” Saviano – bo mam taki dziwny nawyk, że czytam po parę książek na raz.


Podczas lektury zwróciłam uwagę na niezwykłą lekkość w posługiwaniu się językiem. Czy to zasługa dużej ilości przeczytanych książek, czy raczej wielu napisanych przez Panią utworów?

- Bardzo mi miło, że Pani tak uważa. Jeżeli o mnie chodzi, to zawsze więcej czytałam niż pisałam. Od tego tak naprawdę powinna zaczynać się przygoda z pisaniem – dobry pisarz musi być przede wszystkim zapalonym czytelnikiem. Przeczytać setki różnorodnych książek, przyswoić sobie narracje ważnych autorów, zanim sam chwyci za pióro. Dlaczego? Bo nie ma czegoś takiego jak
pisarz samorodek. W matematyce czy muzyce może się trafić geniusz „znikąd”, podobny do bohatera mojej powieści, bo są to dziedziny oparte na prawach natury, takich jak harmonia, a więc niezależne od człowieka, zapisane gdzieś w kodzie wszechświata, czekające na odkrycie przez najzdolniejsze umysły. Literatura jest jednak w całości wytworem ludzkiej kultury, opiera się na podstawowych dokonaniach cywilizacji – piśmie i języku. Jest to też dziedzina wysoce sformalizowana, ze skomplikowaną tradycją liczącą kilka tysięcy lat, która wypracowała sobie najróżniejsze tendencje, prądy, style wypowiedzi. Pisanie wymaga znajomości tych form. Nie da się napisać wiersza, jeśli wcześniej żadnego się nie widziało na oczy. Jeżeli ktoś mało czyta, a sam spróbuje pisać, to już po kilku przeczytanych linijkach będzie to boleśnie widać. Bo w literaturze jak w lustrze odbija się cały nasz umysł, a na papierze wychodzi to, czym ten umysł karmimy. Ktoś, kto czyta tylko „Fakt” i ogląda wyłącznie „Trudne sprawy”, nie napisze wartościowej powieści. I tyle.


We „Wściekłym” rzeczywistość miesza się z fantazją – który świat był Pani bliższy podczas pisania?

- Chyba oba tak samo. Wątki fantastyczne i realistyczne są w powieści wymieszane, jedno nie istnieje bez drugiego. W codziennym życiu Kostka dużo jest dziwności, a w jego snach znajdują odbicie całkiem realne problemy. Tak jak wspominałam wcześniej, „Wściekły” to historia chłopaka, który nigdzie nie potrafi się wpasować, nigdzie nie potrafi znaleźć dla siebie miejsca. Dlatego właśnie należy on i jednocześnie nie należy do dwóch, skrajnie różnych światów – realnego i fantastycznego. Czemu tak jest – dowiedzą się ci, którzy przeczytają całość;)


Z którym z trzech poetów najchętniej spędziłaby Pani trochę czasu na dyskusji przy herbacie – Baudelaire, Rimbaud czy Verlaine?

- Każdy z nich wolałby chyba dyskutować przy czymś innym niż herbata ;)A ja najchętniej spotkałabym wszystkich trzech! Wszyscy byli fascynujący, wielcy i tragiczni, ale skoro muszę wybrać tylko jednego, chyba byłby to Baudelaire. Wydaje mi się, że miał w sobie najwięcej charyzmy i magii – w jego zachowanych zdjęciach jest coś hipnotyzującego, uwodzącego. Z całej trójki to on był także największym prekursorem, wyprzedził modernizm o niemal trzydzieści lat. „Kwiaty zła” to jeden z moich ulubionych tomików poetyckich w ogóle, a jego twórczość krytyczna i eseistyczna pokazuje, jak wyrafinowanym był myślicielem. No i nie mogę się pogodzić z tym, że ktoś taki umarł samotny, zapomniany niemal przez wszystkich.


Czy „Wściekły” będzie miał swoją kontynuację? A może planuje Pani zupełnie inny projekt?

- Zobaczymy ;)


Bardzo dziękuję za rozmowę i z niecierpliwością czekam na kolejną powieść.

poniedziałek, 5 października 2015

"Wściekły" Katarzyna Kebernik

Opis:

"Wściekły" to wciągająca, zaskakująco dojrzała (biorąc pod uwagę bardzo młody wiek autorki) opowieść o śmierci, bolesnym dojrzewaniu i samotności - ale nie tylko. Jest to także historia nieszczęśliwej miłości, konfliktu pomiędzy artystą i światem, pogoni za marzeniami i bolesnych zderzeń z siermiężną rzeczywistością. Siedemnastoletni, wychowywany przez ojca Konstanty ma ciągłe kłopoty w szkole, a nagromadzonej agresji daje ujście, bijąc się po meczach i trenując zapasy. Tym, co go wyróżnia, jest fenomenalny słuch muzyczny. W domowym zaciszu, stopniowo tracąc kontakt z rzeczywistością, Kostek cały wolny czas poświęca swej wielkiej obsesji – stworzeniu najdoskonalszej na świecie muzyki, kompozycji idealnej, której nikt nie byłby w stanie uczynić lepszą. Oprócz tego ma jeszcze pewien mroczny sekret – straszne, niezrozumiałe i niezwykle realistyczne sny, które wycieńczają go psychicznie i fizycznie. Wyjątkowo satysfakcjonująca lektura zarówno dla starszego, jak i dla młodego, bardziej wymagającego, czytelnika.
(źródło: Muza S.A.)



Katarzyna Kebernik stworzyła powieść pełną kontrastów. Bohater to młody, zbuntowany nastolatek, który spędza wolny czas trenując zapasy i bijąc się z kibicami wrogich drużyn. Szkoła nie jest jego ulubionym miejscem i najchętniej w ogóle zrezygnowałby z przebywania w jej murach. To zwykła strata czasu. No chyba, że... warto się tam pojawić dla kogoś! Dziewczyna o idealnym głosie staje się jego obsesją. Gdyby tylko mógł, zamknąłby ją w domu i wsłuchiwał się w nieziemskie dźwięki, które z siebie wydaje. I tu poznajemy drugie oblicze Kostka - wrażliwą na muzykę duszę, niezwykłą wyobraźnię i talent do tworzenia utworów. Jego życiowym celem jest stworzenie idealnej kompozycji, takiej, której nie dałoby się już udoskonalić. Rzeczywistość, w jakiej żyje bohater, miesza się z sennymi wizjami. Wszystko wzajemnie się przeplata, wprowadzając nas do niezwykłego świata, który stworzył umysł Kostka.
Jestem pod ogromnym wrażeniem nieograniczonej wyobraźni autorki. Zgrabnie prowadzi nas przez zakamarki ludzkiej świadomości. Stajemy się świadkami niezwykłych podróży i spotkań, których doświadcza bohater. Sam Kostek nie jest typem człowieka dającego się lubić. Wyobcowany, antypatyczny, momentami wręcz chamski. Nie interesuje go, czy swoim zachowaniem kogoś skrzywdzi. Niewiele jest osób, mających dla niego jakiekolwiek znaczenie. Ponieważ należy do dwóch skrajnie różnych światów, ciężko jest mu się do końca wpasować do któregokolwiek z nich. Kibole, z którymi umawia się na ustawki po meczach, jego zamiłowanie do muzyki traktują jak dziwactwo. Martwią się jednocześnie, że odciągnie go to od wspólnych wypadów. Dla kolegów z klasy jest typowym bad boyem, zbuntowanym nastolatkiem, który spędza czas z szemranym towarzystwem. Trudno jest zadowolić kogokolwiek, jeśli ma się podobne zainteresowania...
Nie jestem pewna, które życie Kostka bardziej przypadło mi do gustu. Ponieważ jego zainteresowania są skrajnie różne od moich, postanowiłam zupełnie obiektywnie spojrzeć na dwa światy przedstawione przez autorkę. Na samym początku poznajemy ciemną stronę bohatera. Dominuje prosty i dosadny język, konkretne opisy - bez owijania w bawełnę, oraz postaci, które mają jeden cel w życiu - pokazać, że ich drużyna ma kibiców gotowych na wszystko. Stopniowo autorka wprowadza nas w ten drugi świat - oniryczny, jak z sennego koszmaru (którym po części jest). Również tutaj Kostek jest pewny siebie, wie czego chce i dąży do obranego wcześniej celu. 
Język jest bardzo zróżnicowany, od prostego slangu ulicznego, poprzez wzniosłe dyskusje o muzyce i jej nieograniczonych możliwościach. Widać, że temat ten jest bliski autorce, bo wykazała się sporą wiedzą w jego zakresie. Przed każdym rozdziałem przeczytamy krótki wiersz. Widać, że jest to mocna strona Katarzyny Kebernik - wcześniej została już nagrodzona za swoją twórczość poetycką.
Nie jestem pewna do jakiego odbiorcy została skierowana powieść. Z jednej strony bohaterem jest nastolatek, który jednak nijak pasuje do obrazu przeciętnego młodzieńca w jego wieku. Starsi czytelnicy mogą bardziej docenić wyobraźnię autorki i alternatywny świat, który stworzyła, Nie jestem natomiast pewna, czy przypadnie im do gustu codzienne życie Kostka. Na pewno nie jest to powieść akcji, nie ma co się nastawiać na dzikie przygody nastoletniego bohatera, który musi się wyszumieć. "Wściekłego" docenią jednak ci, którzy po skończonej lekturze lubią przemyśleć sobie wszystko jeszcze raz i zastanowić się nad tym, co było najistotniejsze w przekazie autorki.

Recenzja powstała przy współpracy z:

Ocena:
4/6

Dane techniczne:
Wydawnictwo: Akurat
Data wydania: 16.09.2015
Liczba stron: 320
Oprawa: miękka