Opis:
„Wyobraź sobie, że idziesz ruchliwą ulicą i nagle dostajesz erekcji… a w sekundę później wstrząsa tobą orgazm! (...) Wszyscy przechodnie także dochodzą, a później dochodzą do siebie, każdy na własną rękę… Yyy, w swoim tempie”.
Ale to tylko początek kłopotów, bo wkrótce dresiarze zaczynają tak bardzo pragnąć intelektu, że przemieniają się w zombie, komuniści zmartwychwstają jako żądne krwi wampiry, a miejski smog zieje ogniem – i kiedy wydawać by się mogło, że gorzej już być nie może, pewien kosmita postanawia złożyć Ziemianom niezapowiedzianą wizytę…
Na szczęście z wszechogarniającego chaosu wyłania się grupa dzielnych bohaterów, którzy próbują jakoś przeciwdziałać katastrofie… Jednak czy metalowiec z nadwagą, mówiący kocur – erotoman oraz emerytowana czarownica zdołają zapobiec zejściu milionów ludzi z rozkoszy lub upodlenia?
Jeśli wydaje się wam, że widzieliście już wszystko, macie rację...
Wydaje się wam.
(źródło: Wydawnictwo AlterNatywne)
Dawno, dawno temu, w odległej krainie, działy się rzeczy niebywałe - martwi powstali z grobów, tajemnicze naczynie ożywiało swoją zawartość, pradawne stwory znane z legend latały nad miastem, a wielcy wodzowie wracali do życia... No tak, wszystko się zgadza, oprócz jednego - takie rzeczy tylko w naszej rodzimej krainie, i tylko tam, gdzie swój spokojny żywot próbuje wieść Hubi wraz ze swoim miauczącym przyjacielem Wikarym i leciwą fanką metalu, Euzebią. Zaprawdę powiadam Wam, to nie mogło się dobrze skończyć...
Nie spodziewałam się, że będę miała okazję spotkać się jeszcze raz z bohaterami, którzy oczarowali mnie w zbiorze opowiadań "Oblicza grozy". Pamiętam, że historia rozbawiła mnie do łez. Tym razem autor zaserwował nam siedem oddzielnych opowieści, które oprócz bohaterów, nie mają ze sobą wiele wspólnego (nie mogłam się doczekać finału trzymiesięcznych zmagań Huberta na siłowni, niestety, wątek się urwał). Ale od bohaterów powinnam zacząć, to oni stanowią jedną z najmocniejszych stron powieści. Na pierwszy plan wysuwa się Hubert Płaczkowski, trzydziestoletni fan metalu, pizzy i pięknych kobiet, z długimi włosami, brodą, sporą nadwagą i... nieustającym kacem. Wiecznie narzekający, ale trudno mu się dziwić, skoro ciągle ktoś (lub coś) zakłóca jego spokojny żywot, próbując wywołać apokalipsę. Na szczęście Hubi nie jest sam, jego dzielnym pomocnikiem jest gadający kot (nie zostało to do końca udowodnione, bo tylko jego pan go słyszy, co niekoniecznie świadczy o jego zdrowiu psychicznym). Wikary to mały spryciarz, który przed każdą akcją negocjuje twarde warunki - zwiększona dawka najlepszej kociej karmy, to tylko jeden z nich. On również lubi oglądać się za płcią piękną, oczywiście swojego gatunku, jest tchórzliwy, chociaż w decydujących momentach zdarza mu się pokazać pazurki. Wisienkę na torcie stanowi płeć piękna (no dobrze, kiedyś może i nią była) - Euzebia. Stanowi ona doskonały przykład na to, że mamy tyle lat, na ile się czujemy. No bo kto to widział żeby w wieku 76 lat słuchać metalu, ubierać się na czarno i parać jeszcze czarniejszą magią?! Okazuje się jednak, że to własnie ona ratuje często obydwu bohaterów z opresji...
Zwariowane przygody tej niezwykłej trójki zostały świetnie zobrazowane przez Johannah, młodą, niezwykle uzdolnioną ilustratorkę, grafika, a ostatnio również tatuatorkę. Jej prace z daleka przyciągają wzrok i świetnie komponują się z treścią powieści.
A teraz przejdźmy do samej książki...
Orgazmokalipsa to twór bardzo specyficzny. Humor, który serwuje czytelnikom autor, zapewne przypadnie do gustu jedynie części z nich. Zarówno ten sytuacyjny, jak i słowny. Ja zaśmiewałam się do łez! Język jest dosadny, prosty i doskonale komponuje się z treścią książki. Nie uświadczycie tu historii o księżniczkach, chyba, że tych z piekła rodem... Akcja rozwija się szybko, nie ma zbędnych opisów czy rozmów o niczym. Wszystko to rozgrywa się przy dżwiękach klasyki metalu. Fani tego gatunku będa mieli dodatkowy bonus. O bohaterach wspomniałam już wcześniej, ale warto podkreślić, że tak naprawdę to oni stanowią najmocniejszą stronę Orgazmokalipsy! Świat mógłby się kończyć z powagą godną tego wydarzenia, a ta - jedyna w swoim rodzaju - trójka i tak zrobiłaby sobie imprezę w wersji hard na zgliszczach, doprowadzając nas do łez. Wszystko, co będziecie mieli okazję tu przeczytać, to jeden z największych absurdów, z jakim uda Wam się zetknąć w literaturze! Duży ukłon w stronę autora za nieograniczoną wyobraźnię, która wiedzie go w tak niezwykłe rejony... No i tutaj małe ostrzeżenie dla wszystkich wrażliwców - czasem jest dość... obrzydliwie! Tym, którzy czytając o różnych wydzielinach ciała, odkładają książkę na półkę i nigdy do niej nie wracają, polecam nieco lżejszą lekturę, np Anię z Zielonego Wzgórza...
Lubię książki, które odwracają nasza uwagę od szarej rzeczywistości, doprowadzają czytelnika do śmiechu, pozwalają oczami wyobraźni zobaczyć to, czego nasz mózg nigdy by nam nie podpowiedział... Krzysztof T. Dąbrowski jest autorem, który specjalizuje sie w takich tekstach. I chwała mu za to! Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś spotkam się z tą szaloną trójką, która jeszcze długo nie opuści moich myśli.
Na koniec małe ostrzeżenie - po lekturze Orgazmokalipsy już nigdy nie będziecie tacy sami, czytacie na własną odpowiedzialność! Żeby nie było, że nie ostrzegałam... ;)
Zwariowane przygody tej niezwykłej trójki zostały świetnie zobrazowane przez Johannah, młodą, niezwykle uzdolnioną ilustratorkę, grafika, a ostatnio również tatuatorkę. Jej prace z daleka przyciągają wzrok i świetnie komponują się z treścią powieści.
A teraz przejdźmy do samej książki...
Orgazmokalipsa to twór bardzo specyficzny. Humor, który serwuje czytelnikom autor, zapewne przypadnie do gustu jedynie części z nich. Zarówno ten sytuacyjny, jak i słowny. Ja zaśmiewałam się do łez! Język jest dosadny, prosty i doskonale komponuje się z treścią książki. Nie uświadczycie tu historii o księżniczkach, chyba, że tych z piekła rodem... Akcja rozwija się szybko, nie ma zbędnych opisów czy rozmów o niczym. Wszystko to rozgrywa się przy dżwiękach klasyki metalu. Fani tego gatunku będa mieli dodatkowy bonus. O bohaterach wspomniałam już wcześniej, ale warto podkreślić, że tak naprawdę to oni stanowią najmocniejszą stronę Orgazmokalipsy! Świat mógłby się kończyć z powagą godną tego wydarzenia, a ta - jedyna w swoim rodzaju - trójka i tak zrobiłaby sobie imprezę w wersji hard na zgliszczach, doprowadzając nas do łez. Wszystko, co będziecie mieli okazję tu przeczytać, to jeden z największych absurdów, z jakim uda Wam się zetknąć w literaturze! Duży ukłon w stronę autora za nieograniczoną wyobraźnię, która wiedzie go w tak niezwykłe rejony... No i tutaj małe ostrzeżenie dla wszystkich wrażliwców - czasem jest dość... obrzydliwie! Tym, którzy czytając o różnych wydzielinach ciała, odkładają książkę na półkę i nigdy do niej nie wracają, polecam nieco lżejszą lekturę, np Anię z Zielonego Wzgórza...
Lubię książki, które odwracają nasza uwagę od szarej rzeczywistości, doprowadzają czytelnika do śmiechu, pozwalają oczami wyobraźni zobaczyć to, czego nasz mózg nigdy by nam nie podpowiedział... Krzysztof T. Dąbrowski jest autorem, który specjalizuje sie w takich tekstach. I chwała mu za to! Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś spotkam się z tą szaloną trójką, która jeszcze długo nie opuści moich myśli.
Na koniec małe ostrzeżenie - po lekturze Orgazmokalipsy już nigdy nie będziecie tacy sami, czytacie na własną odpowiedzialność! Żeby nie było, że nie ostrzegałam... ;)
5/6
Dane techniczne:
Wydawnictwo: AlterNatywne
Data wydania: 15 sierpnia 2016
Liczba stron: 250
Oprawa: miękka