piątek, 20 marca 2015

Wywiad z Katarzyną Puzyńską


 

Katarzyna Puzyńska (ur. 1985) 
z wykształcenia psycholog, z zawodu nauczyciel akademicki na wydziale psychologii, z powołania pisarz. W wolnych chwilach biega, spaceruje ze swoimi trzema psami i jeździ konno. Uwielbia Szwecję i Hiszpanię.
Debiutowała doskonale przyjętą książką „Motylek”, która rozpoczyna sagę o policjantach z niewielkiej wsi Lipowo. Seria o Lipowie to nie tylko trzymające w napięciu klasyczne kryminały psychologiczne, ale także powieści z rozbudowanym wątkiem społecznym i obyczajowym, które porównywane są do książek Agathy Christie i szwedzkiej królowej gatunku, Camilli Läckberg. 



Zachwycona debiutem literackim autorki, postanowiłam dowiedzieć się kilku faktów o niej samej oraz o planach na przyszłość. Oto co Kasia Puzyńska zdradziła czytelnikom Czytelni z innej bajki...


Czy mała Kasia marzyła o byciu pisarką?
Zdecydowanie tak! Może dlatego, że książki były obecne w moim życiu już od najmłodszych lat. W dzieciństwie moja mama czytała mi codziennie przed snem. Były to cudowne powieści, które kocham do dziś. Między innymi „Opowieści z Narnii” C.S.Lewisa, „Bracia Lwie Serce” i inne powieści autorstwa Astrid Lindgren, „Muminki” Tove Jansson i wiele innych. Już wtedy marzyłam o tym, że któregoś dnia na okładce książki pojawi się moje nazwisko.

Kiedy zaczęłaś swoją przygodę z pisaniem? Czy pierwsze teksty szły do szuflady, czy może dzieliłaś się nimi z kimś?
Tak jak powiedziałam, moim marzeniem od zawsze było pisanie. Swoich sił próbowałam więc już w dzieciństwie. Były to opowiadania i krótkie historie. Nigdy nie pisałam do szuflady. Zawsze miałam wielką potrzebę dzielenia się swoimi opowieściami, więc po skończeniu pokazywałam je rodzinie i przyjaciołom. Część z nich powstawała jako zadania domowe na lekcje języka polskiego. Miałam wielkie szczęście trafić na wspaniałe polonistki. Zarówno w szkole podstawowej, jak i później w liceum. Dzięki nim mogłam rozwijać swoją pasję. Później przyszły czasy studiów i pracy. Na jakiś czas zrezygnowałam z pisania. Wydawało się czymś nierealnym. Mówiłam sobie, że brakuje mi czasu, ale może zwyczajnie bałam się spróbować na poważnie? Konfrontacja marzeń i rzeczywistości często bywa trudna. W końcu uznałam, że teraz albo nigdy i rozpoczęłam pracę nad „Motylkiem”, czyli pierwszą częścią sagi o Lipowie.

Co Cię zainspirowało do stworzenia „Motylka”? Jakieś wydarzenie, postać, czy może coś zupełnie innego?
Któregoś zimowego dnia, kiedy spacerowałam z moimi psami, przyszedł mi do głowy obraz leżącej na śniegu zakonnicy. Zaczęłam zastanawiać się, dlaczego ona nie żyje? Kto mógł chcieć ją zabić? Przecież zdaje się taka niewinna. Wokół tego obrazu zaczęłam budować całą opowieść.
W przypadku „Więcej czerwieni”, czyli drugiej części serii, zainspirowała mnie zwyczajna rozmowa o pójściu do fryzjera i obcięciu włosów. Temat zdawałoby się zupełnie niekryminalny. Co z nim zrobiłam? Dowiecie się czytając książkę :-).
Niedawno wydana „Trzydziesta pierwsza” jest kontynuacją wątku, który pojawił się już w „Motylku”. Chodzi o bohaterską śmierć ojca Daniela Podgórskiego. Daniel będzie musiał zmierzyć się nie tylko z powracającym właśnie do wsi mordercą swojego ojca, ale również z własnymi demonami.
Jak widać inspiracją może być wszystko, więc tak naprawdę nigdy nie przestaję myśleć o pisaniu. Słucham i obserwuję świat wokoło w poszukiwaniu kluczy, wokół których można zawiązać opowieść. Później historia oczywiście ewoluuje. Pojawiają się nowe wątki. Nie tylko kryminalne. We wszystkich częściach sagi o Lipowie poruszam bowiem również kwestie społeczne i dotykam pewnych problemów, które niestety nas otaczają. Wieś Lipowo staje się takim zwierciadłem odbijającym fragment rzeczywistości, prowokującym do przemyślenia pewnych kwestii. 

Czy sama lubisz spędzać czas na wsi?
Bardzo! Pochodzę z Warszawy, ale mam w sobie wielką tęsknotę za ciszą, spokojem i kontaktem z naturą. W dzieciństwie wiele czasu spędzałam na wsi u moich dziadków. To właśnie ta miejscowość nad jeziorem Bachotek stała się później inspiracją do stworzenia Lipowa. Dużo czasu spędzam także w stajni, opiekując się moim koniem. To też jest sposób wyrwania się na jakiś czas ze zgiełku wielkiego miasta.

Czyli kochasz konie, tak jak jedna z bohaterek „Motylka”.
Tak :-).

Kiedy i jak zaczęła się Twoja przygoda z tymi niezwykłymi zwierzętami?
Konie są obecne w moim życiu od kilkunastu lat. Zaczęłam jeździć jeszcze w szkole podstawowej. Najpierw rekreacyjnie, a potem rozpoczęłam treningi sportowe. Później przyszedł czas na posiadanie własnego konia i kontynuację sportowej pasji. Trenowałam ujeżdżenie, które zwane jest królową dyscyplin jeździeckich. Wymaga, zarówno od jeźdźca, jak i od konia, doskonałego przygotowania i techniki. Później niestety mój koń zachorował i musieliśmy przerwać „poważne” treningi. Nadal jednak konie to bardzo wielka część mojego życia. Kto raz tego spróbuje, wie że wchodzi się w to na dobre :-).

Wróćmy do książek. Ile zajęło Ci pisanie „Motylka”? Miałaś chwile zwątpienia lub braku weny?
Kiedy piszę, jestem maksymalnie skupiona na historii. Nie ma wtedy czasu na myślenie o czymś innym. Także o wątpliwościach. To może przyjść później. Tym bardziej, że staram się eksperymentować i za każdym razem próbować czegoś nowego. Każda moja powieść jest inna. Bardzo się na przykład bałam, jak Czytelnicy zareagują na „Trzydziestą pierwszą”. Konstrukcja akcji jest tu nieco inna niż to zazwyczaj w kryminale bywa. Nie będę zdradzała więcej, żeby nie zepsuć przyjemności lektury. W każdym razie, okazało się, że moje obawy były niepotrzebne. Wiele osób uważa, że to właśnie trzecia część przygód policjantów z Lipowa jest jak dotąd najlepsza. Pokazuje to tylko, że powinniśmy mieć odwagę próbować nowych rzeczy i stawiać sobie wyzwania. Czytelnicy to doceniają.

Masz swojego ulubionego mieszkańca Lipowa?
Akcję moich powieści prezentuję z bardzo wielu perspektyw. Stąd pisząc, staję się niejako moimi bohaterami i przejmuję ich punkt widzenia. W konsekwencji każda z postaci jest dla mnie niezmiernie ważna i nie potrafiłabym wytypować jednej ulubionej. Każdy z mieszkańców Lipowa ma swoją historię, bo do tworzenia postaci podchodzę z wielką dbałością. Te szczegółowo dopracowane portrety psychologiczne bohaterów często są doceniane przez krytyków literackich. To ludzie i ich motywacje są w moich książkach najważniejsze.

Czy wykształcenie psychologiczne pomogło w tworzeniu powieści?
W dużej mierze na pewno. Studia pokazały mi mechanizmy sterujące ludźmi. Uwrażliwiły mnie i dały mi wgląd w pewne sprawy. Zawsze powtarzam jednak, że bez względu na wykształcenie, dla każdego pisarza najważniejsze jest bycie dobrym obserwatorem oraz wielka wrażliwość na innych, empatia. Pisząc, musimy wczuć się w kreowaną postać. Jakakolwiek by ona nie była. Tyczy się to również samego mordercy. Nie usprawiedliwiam go, ale zawsze staram się ukazać go w wielu odcieniach szarości. Robi coś bardzo złego, ale nie jest tylko czarny. Zawsze trzeba sobie postawić pytanie: dlaczego? W jaki sposób znalazł się w tym punkcie swojego życia?

Jest jakiś fragment „Motylka”, którego pisanie wspominasz najlepiej?
Pisanie całej książki było cudowne. Oczywiście kosztowało też wiele wysiłku, ale był to wysiłek, który kocham. Najbardziej emocjonalny był oczywiście moment, kiedy postawiłam ostatnią kropkę. Wiedziałam już, że się udało. Marzenia się spełniają.

Co lubi czytać Kasia Puzyńska? Masz ulubione gatunki lub pisarzy?
Najbardziej lubię oczywiście kryminały. Kiedyś zaczytywałam się też w szeroko pojętej klasyce literatury. Zwłaszcza kochałam dzieła Dostojewskiego. Czytałam też dużo fantasy. Uwielbiam J.R.R. Tolkiena i Terriego Pratchetta. Mistrzynią kryminału jest dla mnie Agatha Christie. Uwielbiam książki Camilli Läckberg, Håkana Nessera, Åkego Edwardsona, Stiega Larsona, Kathy Reichs, czy Tess Gerritsen. Ostatnio bardzo spodobała mi się twórczość Simona Becketta. Jeżeli chodzi o polskich kryminalistów, to bardzo cenię Zygmunta Miłoszewskiego, Martę Guzowską, Katarzynę Bondę, Annę Fryczkowską, czy Gaję Grzegorzewską. Długo można by wymieniać :-).

Jaka była Twoja pierwsza reakcja, kiedy okazało się, że „Motylek” zaczyna odnosić sukces? Często otrzymujesz informacje od czytelników o odbiorze książki?
Pierwsza reakcja? Radość! :-) Nadal ją czuję. Moi Czytelnicy kontaktują się ze mną regularnie, co jest naprawdę cudowne. Dostaję wiele wiadomości, w których dzielą się ze mną swoimi odczuciami po lekturze. Wiele osób przesyła mi zdjęcia i jest bardzo aktywnych na moim fanpage’u na Facebooku. Bardzo za to dziękuję. Kontakt z Wami sprawiam mi niezmierną przyjemność i bardzo motywuje do dalszego pisania.

Lubisz spotkania z czytelnikami?
Bardzo!

Jest jakaś zabawna sytuacja lub pytanie, które padło na spotkaniu autorskim?
Ta sytuacja nie wydarzyła się co prawda na spotkaniu autorskim, ale często ją przytaczam :-). Skontaktowała się ze mną jedna z Czytelniczek, mieszkanka prawdziwego „Lipowa”. Podczas czytania książki odkryła nagle, że to w jej domu mieszka morderca z „Motylka”. Z pewnością zapewniło to dodatkowe emocje podczas lektury!

Czy historia Lipowa i jego bohaterów będzie miała ciąg dalszy? Czy może jednak planujesz coś zupełnie nowego?
Ponieważ część czwarta sagi o Lipowie, czyli „Z jednym wyjątkiem”, jest już od kilku miesięcy gotowa, na pewno można się jej spodziewać jeszcze w tym roku. Obecnie jestem w trakcie bardzo intensywnej pracy nad częścią piąta serii. Co będzie dalej? Zobaczymy! Założyłam sobie, że będę pisać o Lipowie tak długo, jak będzie sprawiało mi to radość i, jak długo Czytelnicy będą chcieli o Danielu i spółce czytać. Postaci policjantów z Lipowa ciągle mnie intrygują. Wiem, że jeszcze nie raz zaskoczą. Na razie więc skupiam się na kontynuowaniu serii.  Nie wykluczam jednak, że w międzyczasie napiszę również jakąś inną powieść kryminalną. A może poflirtuję trochę z innym gatunkiem? Zobaczymy :-).

Czy jest szansa, że „Motylek” zostanie przetłumaczony na inne języki?
Mam nadzieję! :-)

Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę Ci wielu sukcesów oraz samych oddanych czytelników.


wtorek, 17 marca 2015

"Motylek" Katarzyna Puzyńska



Opis: 
Doskonale skonstruowany kryminał, gęsta atmosfera małej społeczności i zagadki z przeszłości, które nigdy nie miały ujrzeć światła dziennego.

W mroźny zimowy poranek na skraju wsi zostaje znalezione ciało zakonnicy. Początkowo wydaje się, że kobietę potrącił samochód. Szybko okazuje się jednak, że ktoś ją zabił i potem upozorował wypadek. Kilka dni później ginie kolejna osoba. Ofiary nie wydają się być ze sobą w żaden sposób związane.
Zaczyna się wyścig z czasem. Policja musi odnaleźć mordercę, zanim zginą następne kobiety.
Śledztwo ujawnia tajemnice mrocznej przeszłości zakonnicy, przy okazji odkrywając też mniejsze lub większe przewiny mieszkańców sielskiej – tylko na pozór – sielskiej miejscowości.

Ta opowieść ma w sobie wiele z sielskiego klimatu klasycznych, prowincjonalnych kryminałów Agathy Christie. Ale ta idylla to tylko fasada i gra pozorów. Z kolejnymi trupami i tajemnicami akcja nabiera tempa. Pozornie niezwiązane ze sobą wątki zaczynają się splatać i poznajemy mroczne, nieprzyjemne, sięgające dalekiej przeszłości sekrety i grzechy mieszkańców mazurskiej wioski. Poczciwa i niewinna atmosfera spokojnej wsi gdzieś znika, a w jej miejscu pojawiają się niepokój i trwoga. Poplątana intryga i wyraziste postaci w nią zamieszane sprawiają, że od Motylka trudno się oderwać od pierwszych stron aż do zaskakującego finału.

Gaja Grzegorzewska

Puzyńska z równą starannością portretuje zarówno postaci pierwszego, jak i drugiego planu. Intryga do końca przykuwa uwagę. Autorka stosuje sprawdzony chwyt rodem z prozy Christie – w małej społeczności niemal wszyscy są podejrzani, każdy coś ukrywa, kłamie i kluczy, bo ma na sumieniu mniejsze lub większe grzeszki, więc istotne jest nie tylko główne pytanie: kto zabija?, ale również wyświetlanie tajemnic kolejnych bohaterów. Debiutująca autorka ma już świetnie opanowany warsztat prozy kryminalnej i ewidentny talent do wymyślania kryminalnych historii.

Robert Ostaszewski

(źródło: Prószyński)

Po przeczytaniu "Motylka" miałam taki natłok myśli, że złapałam za kartkę i wszystko (mam nadzieję) spisałam! Postaram się w miarę obiektywnie zrecenzować ten niezwykły debiut, chociaż emocje mnie rozsadzają - oczywiście te pozytywne. Mam nadzieję, że uda mi się wszystko ładnie uporządkować i nie wkradnie się tu niepotrzebny chaos. A jest o czym pisać!
Zacznę tradycyjnie... Skąd pomysł aby przeczytać tę książkę? Z polecenia znajomych oraz wielu dobrych recenzji. Nie mogłam po nią nie sięgnąć! Już sama okładka zachęca do zakupu. Przyciąga uwagę i zapowiada świetną powieść. Rozdziały są stosunkowo krótkie, można więc łatwo skończyć, nie przerywając danego wątku. Ale uwierzcie mi - nie jest łatwo oderwać się od niej nawet na chwilę!
Już w trakcie czytania robiłam wielkie oczy, nie mogąc uwierzyć, że to naprawdę debiut powieściowy! Chylę czoła przed Kasią Puzyńską i jej talentem. Książka jest dopracowana, wciągająca i ma satysfakcjonującą mnie grubość. :) 
Akcja dzieje się we wsi Lipowo, gdzie z jednej strony wszyscy się znają, ale z drugiej wielu skrywa tajemnice. Dzięki takiemu zabiegowi, każdy może okazać się głównym podejrzanym. Po kolei poznajemy występki bohaterów. Nawet ci, którzy pozornie nie mają nic na sumieniu, okazują się godni potępienia.Na początku bałam się, że duża ilość postaci sprawi, że będą one nijakie, opisane powierzchownie i mało interesujące. I tutaj autorka odwaliła kawał dobrej roboty - mieszkańcy Lipowa to ludzie z krwi i kości, z konkretną historią, mocno zaznaczonymi cechami charakteru oraz przyzwyczajeniami. Charakterystyczny jest także ich sposób mówienia, chodzi głównie o panią komisarz. Często mam taki problem, że bohaterowie zaczynają mi się mylić. Tutaj, mimo tego, że jest ich wielu, każdy został tak dokładnie scharakteryzowany, że nie miałam z tym żadnego problemu. Ba! Nawet pamiętam ich imiona, co się rzadko zdarza w moim przypadku. Każdy z nich mógłby być naszym znajomym, sąsiadem, czy współpracownikiem. Jedna bohaterka otrzymała nawet od autorki jej własną pasję - konie. Ciekawe czy znajdziemy tu także jej cechy charakteru.
Na samym początku książki byłam przekonana, że Weronika będzie główną bohaterką "Motylka". Jednak okazało się, że to był pierwszy, ale nie ostatni moment, kiedy autorka mnie zaskoczyła. Niezwykłe zwroty akcji to specjalność Kasi. Nic w powieści nie jest oczywiste, co chwilę podejrzewamy innego bohatera. Ja miałam swój typ od połowy książki i do samego końca byłam go pewna. A jednak okazało się, że byłam w błędzie. Podoba mi się także pewna spójność, ciąg przyczynowo-skutkowy. Każde zdanie ma znaczenie. Warto dokładnie skupić się podczas lektury, aby nie przegapić ważnej wskazówki. 
Świetnym zabiegiem było przeplatanie głównego, współczesnego wątku, z historią sprzed lat. Nie mogłam się doczekać powiązania obydwu opowieści. No i oczywiście po raz kolejny byłam zaskoczona. Jeśli lubicie kryminały, które nie bazują tylko na oklepanym schemacie trup-dochodzenie-morderca, ale wnoszą coś więcej, to naprawdę polecam Wam "Motylka".
Żebyście nie posądzili mnie jednak o zbytnie słodzenie to doczepię się do dwóch rzeczy. Po pierwsze jestem zawiedziona zakończeniem wątku jednego z bohaterów - Pawła. Mam nadzieję, że w kolejnej części dostanie to, na co zasłużył. Więcej nie napiszę, aby nie psuć Wam zabawy. Druga sprawa dotyczy mordercy. Zupełnie nie wiem jak to opisać żeby uniknąć spojlerowania. Zabrakło mi trochę większej ilości scen z bohaterem, którego szukali. Kiedy już dowiedziałam się kim on jest, nie byłam specjalnie zaszokowana ponieważ nie zdążyłam się do niego w żaden sposób przywiązać.
Dopiero skończyłam "Motylka" a już tęsknię za mieszkańcami Lipowa i cudną panią komisarz. Mam nadzieję, że druga część - "Więcej czerwieni" będzie równie dobra. Szczerze mówiąc jestem o to spokojna, autorka udowodniła swoim debiutem, że ma talent i potrafi wbić czytelnika w fotel.


Na stronie wydawcy możecie przeczytać fragment powieści: tutaj

Ocena:
5+/6

Dane techniczne:
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 06.02.2014
Liczba stron: 608
Oprawa: miękka

niedziela, 15 marca 2015

"Brud" Irvine Welsh



Opis:
Zdecydowanie nie jest to książka dla wrażliwców.
Bruce Robertson, detektyw edynburskiej policji, został okrzyknięty przez krytykę najgorszą kreaturą literacką od czasów Patricka Batemana, bohatera "American Psycho".

To kliniczny przypadek czystego drania, dla którego nie ma takiego świństwa, jakiego by bezinteresownie nie popełnił. Trawiony wieczną furią, brnie przez przydzieloną mu sprawę zabójstwa na tle rasowym, traktując nienawiść jak niezbędne do życia pożywienie. Dręczony przez chorobę i pasożyta, osaczony przez własne fobie i obsesje, daje się nieść wirowi wydarzeń, na którego dnie tkwi szaleństwo w czystej postaci.

Mroczna, odrażająca, momentami w obrzydliwy sposób zabawna historia o nienawiści, mizantropii oraz dręczeniu wszystkiego i wszystkich dookoła.

(źródło: replika.eu)


Zdecydowanie nie należę do wrażliwców. Horrory łykam w każdej postaci, niezależnie od stopnia ich obrzydliwości, potworności i mroczności. A "Brud" mnie zwyczajnie zniesmaczył i... zmęczył. 
Książkę polecił mi znajomy, który widocznie lubi nieco inny typ literatury. To było moje pierwsze spotkanie z autorem i chyba nie byłam na nie odpowiednio przygotowana. Długo zastanawiałam się co napisać o "Brudzie". Cały czas miałam w głowie jedno zdanie, doskonale podsumowujące całość - monologi tasiemca, którego posiada główny bohater, są najciekawsze z całej książki! Niestety nie było ich wystarczająco dużo. Całość męczyłam ponad miesiąc, chyba trochę sadomasochistycznie, bo mogłam ją odłożyć po 50 stronach i wziąć się za coś ciekawszego. 
Na początku byłam ciekawa jak rozwinie się cała historia. Problem w tym, że tam naprawdę się nic nie dzieje. Wieje nudą, która po dłuższym czasie sprawia, że myślami błądzi się gdzieś daleko. Głównym zamierzeniem autora było chyba obrzydzenie czytelnika, osobiście nie polecam lektury "Brudu" podczas spożywania posiłków. Bruce, wiecznie śmierdzący, niedomyty detektyw rasista niespecjalnie wzbudza sympatię. Ale chyba najgorsze były sceny seksu z takim typem. Generalnie jest to książka, która nic nie wnosi, obrzydza, nudzi i dla mnie nie była zabawna w żadnym momencie. Chyba po prostu taki typ humoru niespecjalnie do mnie trafia. Porównywanie Bruce'a do bohatera "American Psycho" jest dla tego drugiego bardzo krzywdzące! Choćbym chciała, nie potrafię w żaden sposób zachęcić Was do lektury! Ciężko jest mi również określić typ potencjalnego odbiorcy takiej literatury. Z pewnością jest to kwestia gustu, widziałam również pozytywne recenzje. Jestem bardzo ciekawa czy ktoś z Was czytał i jakie ma odczucia po lekturze. Jak dla mnie to była najsłabsza z przeczytanych w tym roku książek.

Fragment książki dostępny na stronie wydawnictwa: tutaj

Ocena:
3/6

Dane techniczne:
Tytuł oryginału: Filth
Wydawnictwo: Replika
Data wydania: 14 października 2014
Liczba stron: 388
Oprawa: miękka + skrzydełka

środa, 11 marca 2015

Wyniki konkursu.

Pierwszy konkurs w historii bloga
Czytelnia z innej bajki
dobiegł końca...

Jestem zaskoczona ilością prac, jaką dostałam! Spodziewałam się kilku zdjęć, a tu nie dosyć, że przyszła ich niesamowita ilość, to jeszcze były naprawdę pomysłowe. Nie oceniałam Waszych zainteresowań (a te macie naprawdę ciekawe!), skupiłam się na samym zdjęciu. Było ciężko, miałam kilka typów i do końca nie wiedziałam kogo nagrodzić. Ostatecznie postanowiłam skonsultować się z domownikami i okazało się, że każdy z nas wśród faworytów wskazywał na to zdjęcie.

Niniejszym ogłaszam, że "Harpia" wędruje do... Anety, autorki tego oto zdjęcia: 


Trzy największe pasje Anety, to:
*pisanie tradycyjnych listów
*czytanie książek
*rysowanie

Gratuluję wygranej, bardzo proszę o kontakt mailowy. :)

A pozostałym uczestnikom dziękuję za udział i możliwość poznania Waszych pasji...

niedziela, 8 marca 2015

"Magiczne dwudziestolecie" Przemysław Semczuk



 

Opis: 
Książka jest ilustrowanym reportażem historycznym opisującym klimat rozkwitu i mody na spirytyzm oraz zjawiska paranormalne w II RP. Spirytyzm dotarł do Polski dość szybko, jeszcze w połowie XIX w. Ale prawdziwy rozkwit wszelkich dziedzin magicznych nazywanych okultyzmem, parapsychiką, parapsychologią, spirytyzmem, ezoteryzmem czy teozofią, nastąpił w okresie II Rzeczpospolitej.
Z dnia na dzień rosła sława medium, ludzi obdarzonych zdolnością nawiązywania kontaktu z duchami. Seanse spirytystyczne organizowano w salonach wyższych sfer. Brali w nich udział intelektualiści, pisarze, malarze, naukowcy, lekarze, prawnicy, wojskowi, szlachta, a nawet sam prezydent Mościcki i marszałek Piłsudski. Są to historie czasem dramatyczne, pełne trwogi i szokujących opisów. Innym razem dość zabawne i naiwne.

(źródło: Dom Wydawniczy PWN)




Tym razem nie czytałam opinii na blogach, ani nie polecił mi jej nikt ze znajomych. "Magiczne dwudziestolecie" wpadło mi w oko podczas wizyty w księgarni. Wystarczy zajrzeć do książki, a wydanie zachwyci każdego mola książkowego. Później jest już tylko lepiej...
Nieczęsto zdarza mi się sięgać po literaturę faktu, jeśli już, zwykle są to wspomnienia i dotyczą głównie okresu wojennego. Tym razem tematyka tak bardzo mnie zaintrygowała, że postanowiłam się w nią zagłębić i absolutnie nie żałuję. Na samym początku chciałam zaznaczyć chyba najważniejszą rzecz! Chylę czoła przed autorem bo musiał spędzić bardzo dużo czasu aby dotrzeć do materiałów źródłowych, przejrzeć je, posegregować i wybrać to, co najistotniejsze. Praca, którą w to włożył zaowocowała doskonale opracowanym zagadnieniem w fantastycznej oprawie. To idealny pomysł na prezent! 
Zjawiska nadprzyrodzone to naprawdę ciekawy temat. Autor skupił się zarówno na konkretnych zagadnieniach, takich jak spirytyści, grafologia, jasnowidzenie czy malarstwo transowe, jak i na poszczególnych osobach. Znajdziemy tu historie osób, które faktycznie posiadały dar oraz takich, które posiadały niezły talent aktorski. Oprócz poważnych faktów historycznych, autor zamieścił także zabawne anegdoty. 
 
"Hejnał ogłaszał także rewelacje o otwarciu w Stanach Zjednoczonych szkoły języka angielskiego dla duchów. Tamtejsi spirytyści mieli bowiem tak wielkie kłopoty w porozumiewaniu się z duchami Indian, że zaproponowali kilku zmarłym pisarzom, by ci zaczęli nauczać języka. Na efekty nie trzeba było długo czekać, duch starego wodza indiańskiego tak się podciągnął w angielskim, że można było swobodnie z nim konwersować."

Kilka stron poświęcił przesądom i przyznam szczerze, że o większości nie miałam pojęcia! Wiele takich "smaczków" znajdziemy w "Magicznym dwudziestoleciu". Biografie również nie zawierają jedynie suchych faktów, ale zostały przedstawione tak, aby zainteresować czytelnika. Chcecie wiedzieć co wspólnego z duchami miał Józef Piłsudski? Koniecznie zajrzyjcie do książki!
Tak naprawdę to ciężko się przyczepić do czegokolwiek! Kiedy wzięłam po raz pierwszy książkę do ręki zaskoczyła mnie jej cena. Pomyślałam, że nie będzie miała wielu nabywców. Później otworzyłam ją i zaskoczyło mnie piękne wydanie. Natomiast po skończonej lekturze, kiedy uświadomiłam sobie ile pracy włożył w nią autor, cena przestała aż tak dziwić. Sprawdziłam w internecie, można trafić na naprawdę atrakcyjne promocje. Jak już wcześniej pisałam, będzie idealnym prezentem dla każdego. 
Na koniec chciałam jeszcze wspomnieć o samym wydaniu. Książka posiada twardą oprawę i śliski albumowy papier. Autor zamieścił tu nie tylko fotografie opisywanych postaci, ale także broszury, fragmenty artykułów czy zdjęcia z seansów - czasem udowadniające prawdziwe zdolności medium, a czasem demaskujące oszustwo. Oto kilka przykładowych stron:

 
Ta książka zachęciła mnie do częstszego sięgania po reportaże. A czytanie tak pięknego wydania to sama przyjemność!


Ocena:
5+/6

Dane techniczne:
Wydawnictwo: PWN
Data wydania: 10 listopada 2014
Liczba stron: 320
Oprawa: twarda
 

środa, 4 marca 2015

"Już czas" Jodi Picoult

Opis:
Od ponad dziesięciu lat Jenny Metcalf nie może przestać myśleć o swojej matce, Alice, która zaginęła w tajemniczych okolicznościach. Jenny nie chce uwierzyć, że została porzucona, więc uparcie tropi matkę w Internecie i przegląda jej stare pamiętniki. Alice była badaczką słoni i pisała głównie o nich, ale Jenny ma nadzieję, że zapiski kryją wskazówki co do miejsca pobytu matki.
Niestrudzona w poszukiwaniach, zyskuje dwoje nieoczekiwanych sprzymierzeńców. Pierwszym jest Serenity Jones, jasnowidzka, która wsławiła się odnajdywaniem zaginionych osób – a następnie zwątpiła w swój dar. Drugi to Virgil Stanhope, zgryźliwy prywatny detektyw, który niegdyś prowadził sprawę zaginięcia Alice oraz dziwnej, być może powiązanej z nim śmierci jednego z jej współpracowników. I gdy wspólnymi siłami dążą do odkrycia prawdy, uświadamiają sobie, że zadając trudne pytania, staną w obliczu jeszcze trudniejszych odpowiedzi.
Czy więź łącząca matkę i córkę może być silniejsza niż śmierć? Czy świat, który poznajemy za pomocą zmysłów, to jedyna rzeczywistość, jakiej możemy doświadczyć? 

(źródło: Prószyński i S-ka)


Przeczytałam wszystkie książki Jodi Picoult, jakie zostały wydane w Polsce. Na autorkę trafiłam przypadkiem, szukając czegoś ciekawego w bibliotece. Jeśli dobrze pamiętam były to "Czarownice z Salem Falls". Książka mi się spodobała, kupiłam ją, a później postanowiłam poszukać innych tytułów. I tak znalazłam jedną z moich ulubionych autorek. Ciężko przypisać jej powieści do jednego gatunku. Mamy tu trochę obyczaju, dramatu, thrillera czy kryminału. Zawsze jest za to jakaś niewyjaśniona tajemnica i dylemat moralny przed którym stają bohaterowie. Jedno jest pewne - ciężko się oderwać od lektury. A dla tych, którzy nie znają autorki: jeśli zaczniecie swoją przygodę z jej powieściami, na pewno sięgniecie po kolejne. Często widzę na forach lub grupach zrzeszających mole książkowe, pytania o kolejne tytuły warte uwagi. Jak dla mnie najlepszą książką jest "To, co zostało", chociaż różni się nieco od pozostałych. Niemniej zrobiła na mnie piorunujące wrażenie! "Czarownice z Salem Falls" przypadną do gustu również nastolatkom, ponieważ w takim wieku są bohaterki powieści. Najmniej podobała mi się "Jak z obrazka", sama opowieść była wciągająca, tutaj nie mam jej nic do zarzucenia, ale bohaterowie i ich zachowanie, było wyjątkowo irytujące. Jodi napisała również książkę wspólnie ze swoją córką Samanthą van Leer. "Z innej bajki" to propozycja dla młodszych czytelników. W sam raz aby wcześnie zacząć swoją przygodę z autorką.
"Już czas" została wydana pod patronatem klubu Kobiety to czytają. Odbyła się o niej burzliwa dyskusja, bo książka ma zarówno swoich zwolenników, jak i przeciwników. Kiedy pojawiły się pierwsze recenzje byłam zaskoczona. Wiele osób uznało ją za najsłabszą w dorobku autorki. Oczywiście musiałam sama wyrobić sobie opinię. Moim zdaniem nie jest zła, ale za to bardzo nierówna. Całość została podzielona jakby na dwa wątki, które wzajemnie się przeplatają - główną fabułę, oraz obserwacje słoni, którym oddawała się jedna z bohaterek. Ta druga część jest naprawdę imponująca jeśli chodzi o fakty - autorka musiała włożyć mnóstwo pracy, oraz poświęcić wiele godzin, aby dowiedzieć się tylu szczegółów. Ale... Ja osobiście po pewnym czasie zaczęłam się nudzić. Zdarzało mi się przenieść myślami gdzieś indziej. Interesujące okazały się opisy zwyczajów słoni, ale zagłębianie się w ich psychikę, odczucia, a nawet czysto biologiczne fakty, zwyczajnie mnie przerosły. Tyle minusów. Główny wątek w niczym nie ustępuję tym z poprzednich powieści. Jest intrygujący, wciągający, momentami zabawny. Jak najszybciej chcemy dowiedzieć się co będzie dalej. Całość została podzielona na konkretne osoby, jest to zabieg często stosowany przez autorkę. Mamy również wspomnienia zaginionej matki. Jednak finału całej historii chyba nikt by się nie domyślił, jeśli tak, to chylę czoła! Zaskakujące, szokujące i zupełnie nieprzewidywalne. Dzięki niemu ocena całej powieści wzrosła jeszcze bardziej. Ale z tego co czytałam, nie wszystkim przypadło ono do gustu. Więcej nie zdradzę, przekonajcie się sami.
Jedno jest pewne - Jodi pisze powieści, które można brać w ciemno. Jeśli ktoś jeszcze nie miał okazji czytać żadnej z nich, to naprawdę polecam. 
A jeśli macie ochotę podyskutować o dobrych książkach, to zapraszam do klubu Kobiety to czytają - dyskusje do późnych godzin nocnych gwarantowane! :)


Filmik, w którym książkę poleca ambasadorka klubu, Magda Kumorek, oraz fragment powieści znajdziecie na stronie wydawnictwa: tutaj

Ocena:
5+/6

Dane techniczne:
Tytuł oryginału: The Leaving Time
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 21.10.2014
Liczba stron: 512
Oprawa: miękka