Opis:
Twylla jest przeznaczona. Bogowie wybrali ją, by poślubiła księcia i panowała nad królestwem. Ale przychylność bogów ma swoją cenę. W jej skórze znajduje się śmiercionośna trucizna. Ten, kto rozgniewa królową musi zginąć, naznaczony śmiertelnym dotykiem Twylli. Tylko Lief, nowy strażnik, potrafi zobaczyć w zimnej królowej dziewczynę, którą naprawdę jest.
Jednak na dworze, równie niebezpiecznym jak sama królowa, pewnych rzeczy nie powinno się ujawniać…
Już dawno nie czytałam książki dla młodzieży, która tak bardzo by mnie wciągnęła! Rozkręca się powoli. Na początku poznajemy główną bohaterkę, która pozornie wiedzie szczęśliwe życie na zamku. Okazuje się jednak, że ważna rola, jaka przypadła jej w udziale to w rzeczywistości przykry obowiązek. Każde życie, które musi odebrać to zapowiedź wielu nieprzespanych nocy i sennych koszmarów. Akcja zaczyna się rozkręcać w momencie, gdy zostaje jej przydzielony nowy strażnik. Lief szybko zaprzyjaźnia się z dziewczyną zyskując jednocześnie sympatię czytelników. To bystry młody chłopak z poczuciem humoru i zawadiackim uśmiechem. Dzięki niemu Twylla zaczyna naprawdę żyć. Ale nie martwcie się, historia nie będzie zbyt szablonowa. Ostatnie kilkadziesiąt stron książki to niespodziewane zwroty akcji, które sprawiają, że nie można się od niej oderwać. Doskonale prowadzona fabuła i nieprzewidywalność sprawiły, że po skończonej lekturze na usta cisnęło mi się jedno: chcę przeczytać dalszy ciąg!
Na szczęście historia Twylli będzie kontynuowana. Autorka pracuje nad dwiema kolejnymi częściami. Mam tylko nadzieję, że będę pamiętała co wydarzyło się w pierwszym tomie, bo przygód i zwrotów akcji nie brakowało. Próbowałam odszukać informacje o wieku Melindy Salisbury. Jest to jej debiutancka powieść i byłam ciekawa czy sama utożsamia się z bohaterką. Niestety nie udało mi się nigdzie znaleźć takiej informacji. Ze zdjęcia na okładce wnioskuje jednak, że to młoda dziewczyna. Tylko pogratulować takiej wyobraźni.
Mocną stroną, oprócz wspomnianej wcześniej fabuły i wielu zaskakujących zwrotów akcji, są także bohaterowie. Główna bohaterka to sympatyczna dziewczyna, która musi być kimś, kim nie chce być. Waha się między przeznaczeniem, a chęcią życia na własną rękę. Traktowana jak bogini, wywołuje jednocześnie lęk, nikt się do niej nie zbliża w obawie przed zabójczym dotykiem. Królowa to okrutna kobieta, u której próżno dopatrywać się ludzkich odruchów. Jej syn natomiast budzi skrajne emocje. Do samego końca nie byłam pewna czy powinnam go polubić. No i na koniec zostawiłam sobie Liefa. To bohater, którego nie można nie polubić. Ożywia cały zamek, nadając jednocześnie Twylli sens życia i nadzieję na lepsze jutro. Nie będę zbyt wiele zdradzać, ale nie nastawiajcie się na happy end. Ostatecznie okaże się, że wszystko zostanie wywrócone do góry nogami.
"Córka zjadaczki grzechów" tak naprawdę jest historią o samotności. O samotności w tłumie. O tym, że czasem warto wziąć sprawy w swoje ręce, bo to my sami decydujemy o przyszłości. To także powieść ukazująca przyjaźń i miłość. Obydwa te uczucia zostały wspaniale opisane, bardzo dojrzale i w niebanalny sposób. Książkę polecam wszystkim nastolatkom (według wydawcy: 15+), ale także nieco starszym kobietom, które chciałyby przenieść się do baśniowego świata, gdzie rządzi zła królowa a jej intrygi wpływają na losy głównych bohaterów w sposób, którego nie jesteśmy w stanie przewidzieć do samego końca.
Premiera 3.06.2016
Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu:
Ocena:
5/6
Dane techniczne:
Tytuł oryginału: The Sin Eater's Daughter
Wydawnictwo: Zielona Sowa
Data wydania: 3.06.2016
Liczba stron: 368
Oprawa: miękka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz